2 września 2013

first week

Hi,

Pierwszy tydzień w USA już za mną! Zleciało w minutę...
Przygotujcie się na dłuuuugi post, bo dużo się działo!

Lot.
Moja przygoda rozpoczęła się trochę pechowo, mianowicie odpadło mi kółko od dużej walizki... jak wkładałam ją do samochodu do Berlina! Potem na lotnisku okazało się, że moje walizki są TROCHĘ za ciężkie i musiałam z dużej przepakować trochę rzeczy do małej, jakby miały lecieć innym samolotem, jakby to miało różnice.. nieważne! Najmniej przyjemne jest to, że po 2 godzinach w samolocie zaczął mnie boleć ząb! Ale nie to żeby tam jakieś małe coś... Ósemka mi zaczęła rosnąć!!! Moja pierwsza ósemka, akurat TERAZ, tak więc od poniedziałku jestem na przeciwbólowych... Mam nadzieję, że wkrótce to minie, bo dziąsło mnie boli niesamowicie... Do tego głowa, ale daję radę! Wylecieliśmy może z 10 minutowym opóźnieniem, wylądowaliśmy 20 minut przed czasem. Podczas lotu TROCHĘ trzęsło, obok mnie siedziała inna Au Pair z Niemiec, lazania dobra, wszystko miło. Miejsce przy oknie to złoto bo widoki przepiękne, już z samolotu przy lądowaniu można się zdziwić "tu wszystko jest naprawdę duże!"


Orientation.
Pokój dzieliłam z dwoma Niemkami. Uwaga: wbrew pozorom nie wszystkie Niemki są takie straszne jak je malują! Lana i Sophie czasem zapominały o mnie i w środku rozmowy zaczynały mówić po Niemiecku ale wtedy ja zaczynałam mówić po Polsku i był ubaw! Zajęcia z Jody mimo że trwały caaaaaałe dnie, przebiegały całkiem sprawnie, śmiesznie, bardzo śmiesznie, w dobrym humorze, babka super! Na zajęciach z pierwszej pomocy spałam z otwartymi oczami!

Pokój w Double Tree by Hilton w Tarrytown
Przerwa w zajęciach

Wycieczka po NYC super udana, fajnie było poczuć życie w wielkim mieście! Jadąc autobusem zatrzymaliśmy się akurat koło sklepu, na którego witrynach manekiny trzymały kartki z napisem 'WILL YOU MARRY ME LEXIE ?' a pod sklepem był duży tłum ludzi bijących brawo świeżo zaręczonej parze. To miejsce ma magię..

Widok na NYC w drodze na Orientation.



that's me!
 tego chyba nie muszę opisywać...
 ani tego
PIĘKNIE!

First meeting.
Lot do San Francisco był trudny, nie mogłam się wygodnie ułożyć, bolała mnie głowa, nie jadłam nic oprócz śniadania a serwowali tylko przekąski... Wylądowaliśmy prawie godzinę wcześniej..? nie wiem dlaczego ale lecieliśmy tylko 5 i pół godziny. Z myślą, że za godzinę zobaczę moją host family zaczęło mnie ściskać w żołądku, a tu bach, z za rogu! SĄ! Czekają na mnie, wszyscy, uśmiechnięci, maluchy skakały mimo później godziny 21. Było całkiem normalnie, naturalnie, nie było żadnych dziwnych 5 minut, których kazali się nam spodziewać. Do domu mieliśmy niecałą godzinę, w której nikomu buzia się nie zamykała, od pierwszej chwili dobrze się z nimi czułam. Dojechaliśmy tym wielkim samochodem do wielkiego celu - DOM. Pierwsze wrażenie: OJACIE! Pokoik przytulny, WIELKIE olbrzymie łóżko na które muszę się wspinać, ogólnie super! Maluchy przytuliły się i dały buziaka na dobranoc, po 2 godzinach! Super słodziaki.
Nie miałam za dużo czasu na zaklimatyzowanie się bo już następnego ranka jechaliśmy do ich weekendowego 'domku' w górach, przy jeziorze Tahoe, obok stanu Nevada. "Domku" co oznacza większy niż ich 'codzienny', trzypoziomowy drewniany dom, z milionem okien, z 5 wielkimi sypialniami, z wielkimi łóżkami, łazienkami i garderobami, do tego olbrzymi duży pokój na dwóch poziomach, dwie jadalnie (to akurat pasuje haha), kuchnia jak połowa mojego domu, i wielki taras z widokiem na góry, o takim:


 Było bardzo miło, poznałam ich przyjaciół, HD ma za parę dni urodziny więc był i tort i party all weekend.

JEDZENIE. Teraz temat jedzenia, bardzo ważny haha. Moja host mom ma Włoskie korzenie ale rodzinka jest super Amerykańska. W ten weekend pokazywali mi jak się tutaj je posiłki. W sobotę na śniadanie jajecznica z bekonem i tostem - typowe śniadanie tutaj. Następnie pojechaliśmy do Reno, Nevada na festiwal żeberek i tu kolejne OJACIE! OLBRZYMIE stoiska z żeberkami z różnych stanów w USA, pyszne! Do tego pełno wszystkiego i takie dobroci że nie wiedziałam gdzie oczy podziać haha, wróciliśmy późnym popołudniem i o godzinie 20 mieli jeszcze miejsce żeby zjeść dinner, na deser była pyszne Apple Pie z lodami waniliowymi, czyli kolejna hamerykańska pyszność zaliczona. Wczoraj wszyscy byli tak pełni wszystkiego, że zjedliśmy TYLKO sałatkę na obiad :)

Rodzinka.
Co do rodzinki, to jestem super zadowolona! Z host parents mam dobry kontakt, są bardzo pomocni, mili i do tego są super rodzicami. Maluchy do wszystkiego używają słów: please, thank you, can I please i tym podobne. Jeśli coś zrobią nie tak, mają time out i potem muszą przyjść i przeprosić a rodzice dłuuugo tłumaczą im co zrobili nie tak i jak powinni się zachowywać. Super fajnie!
Mały, to mały Bam Bam.


Super słodki, tuli się, siada na kolanach, ciągnie do wspólnej zabawy. Wczoraj wszyscy siedzieliśmy przed telewizorem, wbiega mały, mama woła go do siebie na kolana a on się zatrzymuje i mówi "Dylan want Ana", siada na fotelu obok mnie i się przytula! Potrafi powiedzieć Dżoanna, ale często skraca do Ana, albo Inka.
Wygląda dokładnie jak Bam Bam haha potrafi rzucić jakąś zabawką i zaraz jest O OŁ i super słodka minka że nie sposób się złościć. Z małym nie ma najmniejszego problemu.

Mała G, to mała księżniczka. Ubiera się sama i wygląda tak śmiesznie haha ale to nic, tu nikt nie ingeruje w to jakie dzieci chcą być, o ile jest to legalne i nice. Mała także przychodzi i się przytula, daje buziaki, wszędzie mnie ciąga i wszystko pokazuje. Jadąc w góry zatrzymaliśmy się w restauracji na lunch, po jedzeniu mała przyszła do mnie i na ucho mi powiedziała że chce PIPI, złapała mnie za rękę i do toalety. Kochana. Buzia się jej nie zamyka ale i potrafi zadziwić bystrością. Odpowiada super pełnymi zdaniami co czasem brzmi super śmiesznie. Jest też trochę humorzasta. Potrafi zacząć krzyczeć bo coś jej się nie spodoba, ma wtedy time out a potem musi przeprosić i znów pogadanka pt. "tak nie wolno". Zdarzyło się jej to parę razy i to jedyny problem jaki mogę tu mieć, krzyk małej hehe :)

Ten weekend miałam off, odpoczywałam i poznawałam wszystko i wszystkich. Dzisiejszy poniedziałek jest w USA Labor Day, Dzień Pracy co oznacza dzień wolny, maluchy poniedziałki spędzają u rodziców Host Mom i zobaczę ich dopiero jutro! Zaraz wróci HM i zacznie mi pokazywać wszystko co i jak w domu, potem pierwsza przejażdżka autem i jedziemy na ZAKUPYYY aaaajajaaaj. Siedzę na łóżku i jem jogurt łyżką do zupy bo nie mogłam znaleźć małej haha

Do usłyszenia,
J.

11 komentarzy:

  1. O jejku jak super! Gratuluję, wszystko tak fajnie wygląda :) Oby było jeszcze lepiej! Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. eh Kupko, DOBRZE ZE CI TAM DOBRZE :* i trzymam kciuki zeby dalej było tak super :D buziaki ze stealing area :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  3. wow super sie uklada jak narazie ;) bede zagladac tylko pisz ;) pozdrawiam jagoda.

    OdpowiedzUsuń
  4. cieszę się że CI się układa;p za pare dni i mnie to czeka;p zobacyzmy jak bedzie

    OdpowiedzUsuń
  5. jak to dobrze przeczytać te wieści! najwazniejsze, ze Tobie wszystko odpowiada ;D Piaskowa Street również całuje <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czesc!! Fajnie ze Ci sie wszystko uklada. A gdzie dokladnie mieszkasz? SF czy okolice? Jak okolice to podaj nazwe miasta zobacze jak daleko ode mnie mieszkasz. Ja mam 1.5 h do SF. Pozdro au pair z Cali

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mieszkam w Danville, to niecałą godzinę od SF :)

      Usuń
  7. Na to wychodzi,że trafiłaś idealnie! A więc cudownego czasu Ci życzę w moim wymarzonym SF i zaczynam śledzić bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  8. strasznie Ci zazdroszcze :D widac ze tam jeest cudowny inny swiat :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, widać że to perfect :)) Oby tak dalej, 3maj się tam ;*
    Dzieciaki wydają się przeurocze, tylko pozazdrościć :))
    Czekam na kolejne wpisy,
    K.

    OdpowiedzUsuń
  10. ojej, jak świetnie to wszystko opisałaś! Musi być niesamowicie i tak strasznie mnie inspiruje do własnego wyjazdu! Ale najpierw prawo jazdy :D i w sumie rok przerwy od operkowania też mi się przyda :P

    OdpowiedzUsuń