29 lipca 2014

Ostatni miesiąc

OSTRZEGAM, BAAARDZO DŁUGI, PEŁEN ZDJĘĆ POST!!!

Hellooooo,

Jeśli ktoś spyta czy to prawda, że im bliżej końca au pairowskiego roku tym szybciej czas leci, odpowiem: TAK. Dopiero co pisałam notkę a tu już jest miesiąc później, więc gdzie są te 4 poniedziałki, które mi uciekły? Może to także z powodu wakacji, ciągle coś się dzieje, coś się zmienia. Najśmieszniejsze jest to że ten miesiąc szybko mi zleciał aczkolwiek każdy dzień się dłużył.... Miesiąc lipiec był także miesiącem pod tytułem: przeżyć do przyjazdu Patki - a Patka już pojechała... Każdy dzień z nią był wypełniony przygodami i czuję się jakby była tu dużo więcej niż tylko 9 dni...

Ale zanim...

Początek lipca to 4th of July czyli święto Ameryki. Z rodzinką wybraliśmy się na baseball game a wcześniej na parkingu przed stadionem było BBQ wraz z tysiącem innych ludzi :)

z maluchami wymalowaliśmy sobie flagi na buźkach - u mnie wersja mini xd


Wieczorem wybrałyśmy się z Sofią na pokaz fajerwerek... miały się zacząć o godzinie 9.15.. godzina 9.20 a ze sceny słyszymy 'to no zaczynamy' i zaczynają się farewerki - tylko jakieś 20 kilometrów dalej - tak że było ledwo co widać... wszyscy zawiedzeni.. o co chodzi? po pół godziny czekania my też się już z Sofią zebałyśmy do wyjścia... żeby w połowie drogi do samochodu odpalili w końcu te właściwe fajerwerki i oglądałyśmy je między budynkami xd coś im się pokićkało no ale mogli ludzi powiadomić że te małe pyrpecie to nie to na co czekali 2 godziny xd Szkoda mi tylko tych maluchów które tyle czekały żeby potem być już w domu kiedy własciwe fajerwerki się pokazały :) 





Było też pożegnanie z Natashą i wspinaczki na Las Trampas!

 

 


 





___________________________________________

Oks. Tak więc przejdźmy już do tysiąca foteczek z roadtripu z Pacią, Kasią i Oliwią :)

Pierwszy przystanek: Los Angeles! 
W piątek z Sofią odebrałyśmy Pacie z lotniska i prosto siuuuu na przystanek autobusowy gdzie dołączyły do nas Kasia i Oliwia i o 23:59 wyruszyłyśmy megabusem w stronę LA! Jechało się okropnie z chrapiącym panem i dziadkami chinolkami rozpychającymi się przy stole (tak, jedyne miejsca były przy stole..)

Nasz hostel był przy samej walk of fame i takie to widoczki miałyśmy każdego dnia - tutaj akurat rozkładają ściankę na premierę jakiegoś filmu heheszki



Pierwsze co to wybrałyśmy się z poszukiwanie słynnego znaku Hollywood
(tam z tyłu go widać xd)

tu nieco lepiej!
Trochę nam zajęła ta wędrówka, żeby się okazało...


że znak widać z centrum handlowego stojącego naprzeciwko naszego hostelu 
(taki to fejm mieszkać w centrum :)

ktoś kojarzy może te schody? :D
Teatr w którym rozdawane są Oskary też był naprzeciwko naszego hostelu xd

A tu my z Oskarem właśnie!

ja gwiazda

my gwiazdy z odbiciami stóp i rąk 'gwiazd' sagi Zmierzch 

No i jak na Los Angeles przystało - spotkałam wszystkich przyjaciół - ten fejm

Angelina Jolie i Brat Pitt oficjalnie ogłosili iż chcą mnie adoptować

Nigdy za wiele foteczek z wilkami 

Poznałam Justina, który okazał się... maluszkiem :D

Robert jak zwykle zbyt się wczuł przy foteczce ze mną

Charlie zaniemówił na mój widok

Rozegrałam dobrą partie na meczu NBA 

Iron Man chciał się bawić w Tytanic'a

a potem go poniosło

aż się Jack wkurzył...

Potem była rozmowa z Ojcem Chrzestnym

i spacer po Beverly Hills!

Życie na SWAGu

bo Snoop mówił że trzeba...

Justin jak zwykle zgrywał niedostępnego...

a Beyonce nie mogła się zdecydować czy w jej kolejnej trasie mam tańczyć Me, Myself or I

Nie zabrakło Cameron

no i była też wizyta u Barac'a...

Wieczorem wybrałyśmy się do Los Angeles County Museum of Art aby zobaczyć te lampki, które możecie kojarzyć z filmu Friends with benefits gdzie to Mila i Justin byli na randce (ALBO I NIE XD)


zdjęcie pod tytułem: Znajdź Patkę

Następnego dnia wybrałyśmy się do Beverly Hills, a po drodze...

miny 'pod słońce'

Następnym przystankiem była Santa Monica Beach, która wygląda całkowicie jak w 90210



Santa Monica Pier

Na niebie tak nam malowali

radość radość
  
i więcej radości!

do podwójnej radości! :)


A wieczorem wybrałyśmy się do Griffith Observatory:

pooglądać Los Angeles


A rano trzeba było wstać, żeby dotrzeć na busa...
Aby rozpocząć drugą część naszej wycieczki: Las Vegas!

5 godzin jazdy

żeby tam dotrzeć i dostać gorącym żelazkiem w twarz....

Wieczorem (całe 35 stopnie...) wybrałyśmy się na spacer po głównej ulicy
Hotel Caesars Palace

i selfie z

My w Paryżu (jedyne jakoś wyglądające razem :)

No i z Pacią w Paryżu

Widziałyśmy pokaz fontann przy Bellagio Hotel

Byłyśmy w New York New York

No i wybrałyśmy się na prawie godzinny spacerek na koniec niczego aby zobaczyć ten oto znak

Gdzie na zdjęciach było widać albo nas, albo znak...

Były i Włochy i fontanna Di Trevi
  
potem pokaz Wulkanu przy jednym z hoteli...

Żeby po 2,5 godziny snu wstać o 4.30 i wyruszyć w 5 godzinną podróż do pierwszego przystanku..


przez pustynie,

góry i doliny

Monument Valley


przez niekończącą się drogę

aby dotrzeć do...

pięknego Kanionu Antylopy!

 

 



 



  
  


my zamyślone

Kanion robi tak wielkie wrażenie, że nie potrafię opisać jak cudowne widoki były w środku! A Patrycji brakowało tylko zwierzątek, bo gdzie te antylopy? 


Zaraz obok kanionu Antylopy znajdował się nasz kolejny przystanek - Horseshoe Bend


Kolejne zawierające dech w piersi widoczki...

Szkoda tylko że nikt nas nie ostrzegł, że ZA tą górą pod którą zaparkowałyśmy samochód i na którą miałyśmy się w 5 minut wspiąć, czekał na nas jeszcze 20 minutowy spacer przez pustynie, w ponad 50 stopniach C, po rozgrzanym czerwonym piasku... Tak wiec nieprzygotowane, bez wody, w japonkach... Wysuszyłyśmy się aby zobaczyć te piękności - ale było warto! Kasia tylko podeszła, spojrzała, 'I'm done' i już była w drodze powrotnej haha - my oczywiście sesja na patelni...

A potem...

Kolejne trzy godziny jazdy aby dotrzeć do...

Wielkiego Kanionu!



świat do góry nogami



Tu nie ma co opisywać. Kolejne miejsce, które po prostu trzeba zobaczyć, bo żadne słowa tego opisać nie mogą!



No i potem już tylko 6 godzin jazdy w stronę słońca - z powrotem do Las Vegas

  


po drodze, przy drodze nawiązałyśmy też nowe przyjaźnie :)



I w ten sposób w ponad 19 godzin (od 5.31 am do 00:41 am), przejechałyśmy 757 mil, co się równa ponad 1 218 kilometrom, kierując z Kasią każda ponad 7 godzin... Aby w jeden dzień być w trzech stanach (Nevada, Utah, Arizona), zobaczyć dwa Kaniony (Antylopy i Wielki Kanion), Monument Valley, Horseshoe Bend, miasto Page i baaardzo dużo pustyni, wzgórz, gór, dolin, długich niekończących się dróg... Zobaczyłyśmy jedne z najpiękniejszych cudów natury i bez wątpienia POLECAM każdemu, no cudo!


Nooo i potem znów Las Vegas!

Brooklyn Bridge

 

na nielegalu :)



recepcja z hotelu Caesars Palace, którą możecie kojarzyć z filmu Kac Vegas :D

tak nas żegnało LV <3

No i ostatnia część podróży Patki - San Francisco




Zabrałam Pacie na Las Trampas - moje ulubione miejsce oglądania zachodów słońca <3


a tu już San Fran i Cable Car


Patkę coś wykrzywiło

Pałac Sztuk Pięknych

Ta mała czerwono biała kulka to ja

selfie z bardzo widocznym Golden Gate Bridge

selfie z Lombard Street


No i tak oto nadszedł koniec naszego wspólnego podróżowania... Pacia pojechała i ja zaraz już wracam!

Tak więc opisałam ostatni miesiąc, jak i przede mną ostatni miesiąc w Cali. Dokładnie 11 miesięcy temu, 29 sierpnia doleciałam z NYC do San Francisco... Omójbożemójboże nie będę pisać po raz kolejny jak to zleciało... 

Do zobaczenia niedługo!
Buziole,
J.

6 komentarzy:

  1. Super post! Tyleee zdjęć <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny post!!!! Opisy przezabawne, uśmiałam się jak cholera :DD

    Te lampki z County Museum of Art były też w filmie Sex Story (ang. No Strings Attached) z Natalie Portman i Ashton'em Kutcher'em ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Minimum słów, maksimum treści! Wspaniała notka! Spędziłaś naprawdę wspaniały czas z dziewczynami, bardzo aktywny i te 2,5 godziny snu na tle tak wspaniałych przeżyć przypomina mi mój ulubiony cytat ze "Stowarzyszenia Umarłych Poetów": "Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umiarem. Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie soki życia, aby zgromić to co życiem nie jest, aby w chwili śmierci nie przekonać się, że nie umiałem żyć."
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super zdjecia i widac ze usa a wycieczka. Jak nazwywal sie hotel w ktorym spalyscie w LA?

    OdpowiedzUsuń
  5. O Boże, jak super!!!! Podobają mi się wszystkie zdjęcia :). Aż mi przypomniałaś moją wycieczkę po zachodnim wybrzeżu...

    OdpowiedzUsuń