29 października 2013

skydiving - video

Hi,

Chciałabym wam przedstawić video z najwspanialszego dnia ever, które niestety nie zobrazuje tych wspaniałych emocji - aczkolwiek pozwala cofnąć się do tej wspaniałej chwili jeszcze raz, jeszcze i jeszcze i jeeeszczeee...


skydiving in Hollister, Ca - 27/10/2013


Jeśli ktoś ma instagram to możecie mnie tam częściej znaleźć jako jonka_stonka :)

Buziaki,
J.

28 października 2013

the best moment of my life

Hiii,

Poniedziałek 28 października. Godzina 18. Odpoczynek. Uczucie wypełniające każdy milimetr skóry, tak bardzo że aż szczypie. Pełnia szczęścia, tu i teraz.

Ale... Co działo się przez cały tydzień? Moje małe szkraby były chore, więc caały tydzień siedzieliśmy w domu, leniuchowaliśmy w ogrodzie - okropny kaszel, katar, ból gardła i 500% marudzenia.. Było ciężko, ale kto inny by dał radę jak nie ja? :) I tu dziękuję moim wspaniałym przyjaciołom, którzy spieszą z pomocą ( KC E <3)

Mój weekend był baardzo długi, zaczął się w piątek o godzinie 13.15, szykowanie - make up on! i wiooo, najpierw szybkie zakupy w poszukiwaniu stroju ( maska kota haha ) wio na pociąg i lecimy z Ewą na spookfest - HAHAHAAHA. Miałyśmy darmowe bilety to czemu by się nie przejechać do Oakland? Bilety na.. koncert? nie wiem jak nazwać całą noc z techno, remixami i wielkim BUMBUMBUMC - byłyśmy tam może z 15 minut haha! ludzie poprzebierani.. o ile skrawek materiału na tyłku i skrawek materiału jako biustonosz mogą uchodzić na przebranie wampira, królewny śnieżki czy CZEGOKOLWIEK..... szybko się stamtąd zwinęłyśmy aby pojechać do San Francisco na spacer :) Czy to nie dziwne że w USA jestem dokładnie 2 miesiące i 2 dni ( KIEDY TO ZLECIAŁO.. ) a to był mój pierwszy raz w SF? Taaaak, weekendy są bardzo zajęte :)
Przeszłyśmy się na magiczne Pier 39. Miejsce z bajki, serce się zatrzymuje, pyszniutkie mini pączki (dieta...), widok na Golden Gate którego nocą nie widać i pięknie oświetlony Bay Bridge, podziwianie kłótni jakiś 100 fok odpoczywających na tratwach zbudowanych dla nich na przystani. Było super!
Sobota? Rano pojechałyśmy z E na 'Polską pocztę' wysłać paczkę ii do Polskiego sklepu. Kabanos, soczek kubuś i jesteśmy w domu. Potem leniuchowanie caaały dzień, sama w domku, przygotowywanie się na TEN dzień - czyli niedzielę.

Niedziela? Tak! Przejdźmy do celu notki, do celu mojego życia, do NAJPIĘKNIEJSZEGO MOMENTU JAKI PRZEŻYŁAM. Mianowicie?


TAK ZROBIŁAM TO!!! Skoczyłam ze spadochronem, żyję, jest cudownie i wreszcie jestem w stanie opisać to co przeżyłam!

Niedziela. Budzik godzina 7 am, wstaje a raczej zbieram swoje zwłoki z łóżka (pierwszy raz od 2 miesięcy wstałam tak wcześnie...) wchodzę do mojej małej łazienki, chwytam za szczoteczkę do zębów, patrze w lustro i zdaję sobie sprawę - AAAAAAAAAAAAAAA TO DZISIAJ!!! Lekkie ukłucie w żołądku i wielki uśmiech, że to dziś, że to zaraz, że zaraz nie będzie już dla mnie żadnych granic! Pakuję się do samochodu, do moich wspaniałych dziewczyn, do mojej rodziny tutaj! Trochę wygłupów, śpiewania, trochę ciszy na skupienie, wielka ekscytacja i blask w naszych oczach - jesteśmy! Około godziny 10.30 dotarłyśmy. Nasz skok był zaplanowany na godzinę 11 ale jak nas uprzedzono, pogoda tego dnia nie dopisała i miało być opóźnienie więc luźno - spokój, siadamy na jednej z 9 kanap, starając się nie patrzeć na wielki telewizor, na którym co chwile były wyświetlane filmiki ze skoków... Mamy przed sobą sporo czasu, stres lekki ale całkiem normalnie! Godzina 14, 15... Co chwile wstrzymują skoki z powodu mgły a my czekamy i czekamy... Jako ostatnia, 7 grupa miałyśmy trochę czasu na złapanie stresa... Po wyruszeniu grupy numer 4 dostaliśmy informację że mgła znów wraca, że grupa numer 5 jeszcze zdąży, grupa numer 6 ma 40% na skok a my, siódme załadowanie dostałyśmy 20% szans że uda nam się tego dnia skoczyć i przeprosiny, że raczej nie mamy po co czekać... No ale naczekałyśmy się już tyle, co nam zaszkodzi poczekać te kolejne dwie godziny? Zostałyśmy i to był dobry wybór! Około godziny 16.30 powiedzieli nam że TAK, SKOCZYCIE iiii zaczęło się! Chwile przed 17 do każdej z nas przyszedł się przywitać pan instruktor, zaczęło się ubieranie tych wszystkich kabelków, super zabawa, fitness na rozruszanie zmarzniętej pupy. Trafiłam na super instruktora, prze śmieszny pan, wszystko wytłumaczył, pokazał, zapomniałam i tak xd Wystraszył mnie na śmierć jak podczas ubierania i zapinania tych wszystkich uprzęży spytał innego instruktora 'to tak powinno być?' - na moje NO TO PAN NIE WIE?! odpowiedział ze smutnym uśmiechem- nie bój się, to mój pierwszy dzień... I zaraz zaczęli sie nieźle ze mnie śmiać haha. Jeszcze chwile czekania, rozpoczęcie video - na którym nie pamiętam co mówiłam haha, no i wyruszyliśmy wsiąść do samolociku. Małego samolociku... Siadamy, instruktorzy przypinają nas do siebie, tłumaczą (przynajmniej mój xd) jeszcze raz co i jak i kiedy, głupie miny i słit focie w locie (mówiłam już że mój instruktor był the best?) iiiii


i jesteśmy gotowi! 
Otwierają się drzwi, głośny świst powietrza przechodzi w jeszcze głośniejszy świst powietrza, hop siup i Ewy nie ma! Poleciała, sekunda i jej nie było! a moja reakcja jako że skakałam po niej była NIEE, NIE NIE NIEE :O Siadam na brzegu samolociku, nogi wyciągnięte poza, krzyżuje ręce, raz do przodu, dwa do tyłu, trzy LECIMYYYYY! Wirujesz, parę szybkich obrotów tak, że nie wiesz co się dzieje, żeby w końcu zacząć spadać jak kot - na 4 łapy! Lecisz, spadasz, głośno, bardzo głośno, olbrzymi świst powietrza, olbrzymia prędkość, nie możesz oddychać! Powietrze tak mocno uderza w twarz, że czujesz jakby twoje policzki były z tyłu głowy. Jeszcze jedna chwila... iiii uczysz się oddychać ponownie, chłoniesz to wszystko, widoki, wiatr, bierzesz każdą sekundę garściami... Swobodne spadanie to coś nie do opisania! Jest idealnie, cudownie, magicznie iiii otwiera się spadochron! Nastaje cisza. Najpiękniejsza istniejąca cisza. Nie ma nic. TU I TERAZ. Jesteś wysoko, bardzo wysoko, ponad chmurami! Widać całe niebo, byłam w niebie, było idealnie, magicznie, nic się nie liczyło... Widziałam wszystko, czułam wszystko, miałam wszystko! Mój instruktor znów zrobił sobie ze mnie żart i kiedy zaczął kręcić nami kółka powiedział 'o oooł' a moje serce znów stanęło zanim zaczął się śmiać haha. Zbliżasz się, coraz niżej i niżej, tak szybko że głowa tego nie ogarnia (moja głowa tego nie ogarnęła, widziałam jak przez lupę haha). Lądujesz, nogi miękkie jak z waty, instruktor uwalnia cię od tych wszystkich kabelków iiiiiiiii chcesz krzyczeć! I krzyczałam, głośno, skakałam i piszczałam, czułam się jak w niebie! I dalej się czuje! Nie da rady opisać jak wspaniałe to było przeżycie... Wiesz, że twoje życie już nigdy nie będzie takie samo! Ja wiem. Czuję jakby wszystko nabrało znaczenia, jakbym weszła na dobrą drogę, wszystko ma rozwiązanie. Jest cudownie, tak cudownie że chcesz jeszcze. Ja chcę. Więc mam! Zapłaciłyśmy już za następny skok, wyżej, dłużej, więcej! Aaaaa! Nie mogę się doczekać. Wiem, że to nie będzie ostatni raz, czuję że muszę, znów i znów i znów, że już inaczej nie będę umiała żyć. 

wyjściowo :D




THE BEST MOMENT OF MY LIFE


Jestem niezniszczalnaaaaaaaaaaaaa!


Jeszcze jedno z moimi dziewczynami, przed skokiem :)
Dziękuję wam, za wszystko - Ewa, Giorgia, Jovana i Jovana <3 



Eh, MUSICIE TO ZROBIĆ!!! MU SI CIE. 

Postaram się dodać tu też video!


A teraz, idę żyć, na nowo. 
Oddychać, aż do następnego razu :)


Trzymajcie się ciepło,
J.


21 października 2013

8th week

Witam,

Dziękuję bardzo za wszystkie miłe słowa dotyczące ostatniej notki! Bardzo się cieszę, że oprócz ludzi mi bliskich znalazły się też au pair, które po prostu - wspierają au pair! To bardzo miłe, że istnieje jeszcze bezinteresowność :)

Co u mnie się ostatnio działo? DUŻO!
Ostatnią notkę skończyłam na piątku, więc zacznijmy od...

Piątek. Au Pairowa domówka u J. a potem sleepover - to było to czego mi wtedy było trzeba!


ah ta niepełnoletność :D
Sobota. Po powrocie robiłam NIC, wieczorem hości mieli date a potem miałam ochotę zostać w domu...xd tak więc zostałam z serialem :)

Niedziela. Zakupy z moimi dziewczynami. Kupiłam między innymi koturny za 4,99$, conversy (chociaż jedną parę można mieć) za 25$, sukienkę i różne inne duperele. Wieczór - serial



Poniedziałek. Wolne. Odpoczywanie. Ćwiczenia. Zakupy. Wieczorem zakupy again... Kupiłam kurtkę za 13$ <3 iiii duuużo prezentów dla moich maluszków w Polsce jak i tu :)

Dublin i zakupki

Wtorek. Dzień odpoczynku z małymi. Zabawy w domu, zabawy na ogródku, chill. 

Środa. Playdate z Ewą i jej małymi. Dzieciaki super się razem bawiły my plotkowałyśmy! Jedna z 4 letnich bliźniaczek Ewy i mój 2,5 latek mają mały romans <3 Małe słodziaki haha - są tego samego wzrostu xd

Czwartek. Po południu pojechaliśmy z maluchami na 'farmę' do Ewy. Koń, królik, wielki piesio, kury, bliźniaczki i moich dzieci nie było. Dzień udany aczkolwiek zakończył się... pechowo! </3

Piątek. Sobota. Niedziela. Wyczekiwany piątek. Wyczekiwany weekend. Wyczekiwane Tahoe. Skończyłam pracę o 5 a po 7 przyjechały dziewczyny i wiooooo do Tahoe! Piękne miejsce, super czas, super odpoczynek, super dziewczyny. TEGO MI BYŁO TRZEBA. 

Piątek imprezy początek :D
Sobota. Jezioro Tahoe, cudowne miejsce.




Heeeeloł Nevada! Pojechałyśmy wzdłuż jeziora do Virginia City - miejsce które zatrzymało się w czasie.


Dziki zachód na całego!
Po drodze można było spotkać mustangi - dzikie konie. Niestety mi się nie udało żadnego wypatrzeć... Więc mam po co tam wrócić! 


Cookies'n'Creme with Ewa <3


widoczki


widoczki


widoczki. 

Miejsce cudowne. 

Dziś poniedziałek. Wolne. Moja mała jest chora, hosta też coś łapie, mnie boli gardło... więc UGOTOWAŁAM ROSÓŁ. 



Wyszedł bardzo dobry (zadziwiająco?). Jak u mamy <3 Kolejna rzecz której było mi trzeba!
Wieczór z Ewą i znów zakupy... zbankrutuje!

Aaaaaaaaa w tą niedzielę SKACZE ZE SPADOCHRONEM!!! nie wierze, nie wierze, nie wierze.... nawet nie wiem co o tym napisać haha. 
Czas mija tu okropnie szybko, nie przypominam sobie żeby w Polsce dni uciekały mi przez palce :O

Zaraz miną dwa miesiące odkąd tu jestem. Potem Halloween, Thanksgiving, Boże Narodzenie, Sylwester.... no właśnie sylwester. Z wielką przykrością muszę napisać, że sylwestra spędzimy w dwójkę, nie we trzy... Mianowicie wszystko się pokręciło i moja Martyna nie przyjeżdża, bynajmniej nie w tym roku. Ambasada nie traktuje nas poważnie... Jakbyście chcieli więcej o tym przeczytać -> http://usahappened.blogspot.com/ prosze bardzo! Smutno, przykro ale najważniejsze że moja Łapa jest szczęśliwa, więc wszystko jest dobrze :) Sylwestra spędzę tylko z Katarzyną (przypominam -> http://zostawiamslad.blogspot.com/). Tak więc zostałyśmy z Kasią bezdomne na New Year Eve! A ja nawet na dwa dni będę bezdomna :) 30 grudnia rano przylatuję do NYC, Kasia przylatuje 31. Więc jakby znalazła się jakaś dobra dusza, która chciałaby pokazać mi NYC tego 30 grudnia to było by SUPER. Jak nie znajdę niczego innego na tą noc to będę zdana na couchsurfing (mamo nie sprawdzaj co to!) a po sylwestrze rano mamy z Kasią megabusa do DC (za którego btw dzieki Kasi zapłąciłyśmy 4,5$ zamiast 44 <3) - DAMY RADĘ :) nie mogę się doczekać! NANANA

Coś nie bardzo mam wenę na pisanie.
Ostatnio wykończyłam mój pokoik tak jak chciałam i prezentuje się on tak:

Kasia miałaś rację - mój mózg podświadomie udekorował sobie drugi fioletowy pokój :)


Trzymajcie się ciepło
Kocham i tęsknie,
J.
Na do widzenia - w mojej głowie:



11 października 2013

zaginiony tydzień

Hi,

Jak to się stało, że prawie dwa tygodnie nic nie napisałam? Czy znudziło mi się już prowadzenie mojego publicznego pamiętnika, który jednocześnie służy za źródło informacji jako tygodnik "Co nowego u Dżoany?" dla wszystkich zainteresowanych? Nie, nienie znudziło mi się - po prostu zgubiłam tydzień... Gdzieś pośród tych wszystkich wspaniałości które tu przeżywam, pośród tych wszystkich wspaniałych chwil, rzeczy i ludzi, którzy mnie otaczają. Przyszedł smutek, który zabrał mi tydzień... Nie pisałam dwa tygodnie i nie bardzo mogę sobie przypomnieć co się działo w tym czasie, a to jest tylko dowodem jak krucha jest pamięć (moja xd) i dlaczego prowadzę tego bloga - żeby nigdy nie zapomnieć nawet tych złych dni. Na szczęście staram się każdego dnia zrobić choć jedno zdjęcie, co w momencie takim jak ten (leniwa ja...) przypomina mi o tych super chwilach o których nie chce zapomnieć.

Moje pierwsze 'nie byłam tak silna jakbym chciała' mam za sobą. A wszystko zaczęło się w zeszły poniedziałek...

Poniedziałek? Dzień wolny. Po dłuugich 4 dniach w Disneylandzie postanowiłam, że ten dzień poświęcę 'dla siebie'. Miałam w planach poopalać się trochę na ogródku, poćwiczyć, pooglądać zaległe filmy, seriale, napisać notkę - wszystko się udało oprócz słońca, które jak na złość w tamten poniedziałek nie było tak uprzejme zawitać (było tylko 25 stopni hehe). Cały dzień spędziłam sama w domu... 


a jedyne zdjęcie jakie zrobiłam to mój chill z szejkiem i Grą o Tron. Zbliżało się najgorsze ale to jeszcze nie wtedy!

Wtorek. Wtorek minął szybko na zabawach z maluchami, normalny dzień 9-17, mała poprzebierała nas za księżniczki, był fun, wszystko super, niestety nie mam żadnego nadającego się zdjęcia bez dzieci, którymi nie chcę się tu chwalić - MOJE!

Środa. Tak, to własnie środa stała się dniem w którym wszystkie moje hormony pokazały swoją siłę! Dzień zaczął się całkiem normalnie, rano z małym, po 12 wróciła mała z hostką. Bawiliśmy się w ogrodzie a host mom krzątała się w domu, dusiłam się, ale zawsze 'stay strong', wszystko było w porządku do czasu aż mała zaczęła świrować i usłyszałam coś w stylu "daj mi spokój! nikt mnie nie pytał czy chcę mieć au pair! i ja wcale nie chce! moje dzieci nie będą miały au pair!" co połączone z krzykiem, płaczem małej i moimi smutkami wywołało mieszankę w postaci pierwszych łez. Nienawidzę tego..baaardzo nie lubię pokazywać swoich słabości ale po prostu nie mogłam, nie mogłam.. 5 łez i stwierdziłam, że muszę wziąć się w garść, otarłam łzy, weszłam do domu po wodę. Stety bądź niestety, host mom była w kuchni... Szybko zorientowała się że coś jest nie tak. Na jej pytanie czy wszystko w porządku byłam w stanie wydusić tylko 'mhmm', gdy spytała czy aby na pewno... stało się! morze łez, ocean smutków, żalów i wszystkiego co się dało.. nie mogłam tego powstrzymać, czułam się jak 5 latek któremu ktoś zabrał lizaka, nie mogłam się opanować, wszystko co jako 'silna ja' dusiłam w sobie wyleciało ze mnie z głośnym świstem! Płakałam, żaliłam się, rozczulałam, a kochana Nicole mnie pocieszała... Rozmawiałyśmy tak długo aż w końcu wypłakałam wszystko co miałam do wypłakania i stwierdziłam, że no muszę wziąć się w garść! Wyszłam na ogródek, usiadłam na ławce aby ogarnąć wszystko w samotności, za chwile przyleciała moja mała, przerażona, myślała że to przez nią, przepraszała (co mnie znów rozczuliło) a ja próbowałam jej przekazać, że to nie jej wina i tylko potrzebuję chwile żeby złapać oddech. Wracała z pytaniem czy czegoś potrzebuję albo czy już wszystko u mnie w porządku bo się martwi <3 Wróciłam do środka, hostka stwierdziła że mogę skończyć dziś wcześniej bo ona i tak jest w domu ale ja nie odpuściłam, zasiedliśmy znów do wspólnej zabawy, ja z lekko doczepionym uśmiechem. Po skończonej pracy poszłam się położyć, odpocząć, w ciszy sama ze sobą dać sobie czas. Słyszę jak mała prosi mame żeby napisała jej na kartce 'SORRY I hurt your feelings. Love, (TYLKO MNIE NIE PODPISUJ, ja sama!) Gianna ( to jej Gianna wcale nie wyglada jak.. cokolwiek xd). Przyozdobiła kropkami, kwiatkami i różnościami i przychodzi do mnie do pokoju, wspina się na łóżko i przytula... Rozczuliło mnie to znów ale tym razem ze szczęścia, było przemiłe. Pobiegałam, poćwiczyłam, wzięłam długą kąpiel i poszłam spać... A w czwartek..

W czwartek wszystko zaczęło wracać do normy. Dzień znów minął jak sekunda, playdate i Ewa poprawiły mój zdechły humor...
nasze maluchy, gdzieś tam!
Piątek. Piątek dostałam wolny, juhu! Prawie xd od 9 miałam małego a o 11 musiałam go odwieźć pod szkołę małej - 2 godziny! Jako, że już byłam w Walnut Creek to zajechałam do targetu na zakupki co w połączeniu z moim przybiciem skończyło się zakupieniem dwóch ton łakoci, pyszności, słodkości. Na polecenie Kasi Katarzyny (http://zostawiamslad.blogspot.com/) spróbowałam czekolady "Cookies'n'Creme" - Hershey'sa, która przeniosła moje życie w inny wymiar. Wydaje mi się jakbym do tej pory nie żyła albo przynajmniej nie dostrzegała jednego koloru. NIEWYOBRAŻALNE pyszności!
Po tym całym chillu przyszedł czas na party! Zabrałam się do Ewy, a tam... kolejny chill xd


jak się okazuję w USA można się napić naszego Polskiego piwa! Do tego lody, oczywiście Cookies'n'Creme i jazda do pubu KARAOKE. Nie powiem, nie powiem, śmiesznie :D O 2 zamykają wszystkie lokale więc część z nas się pożegnała a my przeniosłyśmy się na 'domówkę' haha. 

Sobota. Pół żywa wstałam przed 9 na Skype z moimi maluchami <3 Do wieczora robiłam NIC, a wieczorem zaoferowałam się zostać z maluchami, hości naturalnie mieli przez cały weekend baseball game.. xd więc babcia w piątek, ja w sobotę :) Przyjechała Ewa, dzieci spały, a my oglądałyśmy rodzinke.pl huehueeee

Niedziela. W niedziele mieliśmy spotkanie au pairs-host families z nasza CC na pobliskiej farmie. Tak więc jak na rodzinę przystało zapakowaliśmy się w samochód i pojechaliśmy zbierać dynie!

ja na polu :D

Do tego był olbrzymi labirynt z pola kukurydzy bądź mały z siana, plac zabaw, basen z kukurydzą, kucyki, gokardy dla maluchów i strzelanie do celu - z małym wygraliśmy kolejną rundę strzelania <3

Wieczorem wybrałam się pierwszy raz w USA do kina na "Ślepy traf" z Justinem Timberlake'm polecam, nie tylko ze względu na głównego bohatera :) Micha pop cornu, rozkładane fotele, 5 osób na krzyż i siadasz gdzie chcesz - tak wygląda kino w US! 

 nogi do góry? nobody care!

 no i oczywiście te charakterystyczne 'menu'

I tak oto minął ten najgorszy dotychczas tydzień ( w sumie środek tygodnia bo weekend jak najbardziej udany) Nie lubię mówić o moich słabościach... zazwyczaj jestem twarda :) Nie myślcie, że ze mnie ogr bez uczuć, po prostu nigdy nie daje po sobie poznać, ze coś nie tak- nie lubie! Najlepiej rozwiązuje swoje problemy sama ze sobą ale chciałam o tym napisać, bo chcę pamiętać KAŻDĄ chwilę tutaj! Jak i chcę wam pokazać, że to jak cudownie mi się trafiło nie znaczy że jest łatwo. Tęsknię i mało kto może wyobrazić sobie jak bardzo! Wyjeźdźcie na rok to pogadamy :)

Po tym dłuugim tygodniu przyszedł czas na poniedziałek - o już jest piątek? JAK TO SIĘ STAŁO? hahah

Poniedziałek. Kolejny 'mój' poniedziałek. Odpoczynek, seriale, ostry wycisk na mojej domowej siłowni (tak, to prawda, powietrze w USA jest tuczące i wzięłam się ostro do roboty), kąpiel ze świeczuszką. 

Taki oto pyszny obiad zrobiony 'jak w domu'
Wtorek. Maluchy, zabawy, super, norma. 

Tym razem - super man (w kasku xd)
Środa. To samo, to samo, super, norma. 

jakiś durny serial z herbą
Czwartek. Pracowałam od 13 do 21. Playdate z maluchami Ewy, 5 minut i był wieczór, maluchy zasnęły szybciutko (super niania prawdę Ci powie jak dzieci spać położyć) i koniec!

Obudziłam się dziś! Ale po drodze miałam najdziwniejszy sen w życiu. W ogóle było to najdziwniejsze wszystko w moim życiu! Mianowicie, miałam świadomy sen. Nie wiem czy wiecie co to ale to nie pierwszy raz kiedy potrafiłam robić w śnie to na co miałam ochotę - jednak tym razem było inaczej! Jeszcze bardziej realistycznie, jeszcze bardziej wszystko! Mianowicie zasypiając przebudziłam się w domu, moim domu, na moim łóżku, w środku nocy, wszystko było jak najnormalniej, dokładnie tak samo jak mijały mi ostatnie noce w Polsce......Widziałam moje mysze, czułam zapach kwiatowych świeczek i miękkość koca pod palcami. Przytuliłam się i przebudziłam tu, w moim drugim łóżku! a najdziwniejsze było to że przez parę sekund nie wiedziałam gdzie jestem ani co się dzieje. Porozglądałam się po pokoju i zobaczyłam to znajome światło z elektronicznego zegarka na szafce koło łóżka, obraz, wszystkie rysunki przyklejone do ściany, zdjęcia i to dziwne uczucie 'gdzie jestem' zastąpiło uczucie 'jestem TU'. 
Sama dokładnie nie mogę określić co to było, ale było i jedyne co powiem CHCE JESZCZE. Moja głowa zadziwiła mnie jeszcze bardziej haha.

Piątek wieczór? Czas kończyć tą notkę, zdjąć leginsy i obślinioną, oplutą koszulkę xd Pomalować oko i wio! Lecim na imprezQ :D

Do usłyszenia,
J.