Hiii,
Poniedziałek 28 października. Godzina 18. Odpoczynek. Uczucie wypełniające każdy milimetr skóry, tak bardzo że aż szczypie. Pełnia szczęścia, tu i teraz.
Ale... Co działo się przez cały tydzień? Moje małe szkraby były chore, więc caały tydzień siedzieliśmy w domu, leniuchowaliśmy w ogrodzie - okropny kaszel, katar, ból gardła i 500% marudzenia.. Było ciężko, ale kto inny by dał radę jak nie ja? :) I tu dziękuję moim wspaniałym przyjaciołom, którzy spieszą z pomocą ( KC E <3)
Mój weekend był baardzo długi, zaczął się w piątek o godzinie 13.15, szykowanie - make up on! i wiooo, najpierw szybkie zakupy w poszukiwaniu stroju ( maska kota haha ) wio na pociąg i lecimy z Ewą na spookfest - HAHAHAAHA. Miałyśmy darmowe bilety to czemu by się nie przejechać do Oakland? Bilety na.. koncert? nie wiem jak nazwać całą noc z techno, remixami i wielkim BUMBUMBUMC - byłyśmy tam może z 15 minut haha! ludzie poprzebierani.. o ile skrawek materiału na tyłku i skrawek materiału jako biustonosz mogą uchodzić na przebranie wampira, królewny śnieżki czy CZEGOKOLWIEK..... szybko się stamtąd zwinęłyśmy aby pojechać do San Francisco na spacer :) Czy to nie dziwne że w USA jestem dokładnie 2 miesiące i 2 dni ( KIEDY TO ZLECIAŁO.. ) a to był mój pierwszy raz w SF? Taaaak, weekendy są bardzo zajęte :)
Przeszłyśmy się na magiczne Pier 39. Miejsce z bajki, serce się zatrzymuje, pyszniutkie mini pączki (dieta...), widok na Golden Gate którego nocą nie widać i pięknie oświetlony Bay Bridge, podziwianie kłótni jakiś 100 fok odpoczywających na tratwach zbudowanych dla nich na przystani. Było super!
Sobota? Rano pojechałyśmy z E na 'Polską pocztę' wysłać paczkę ii do Polskiego sklepu. Kabanos, soczek kubuś i jesteśmy w domu. Potem leniuchowanie caaały dzień, sama w domku, przygotowywanie się na TEN dzień - czyli niedzielę.
Niedziela? Tak! Przejdźmy do celu notki, do celu mojego życia, do
NAJPIĘKNIEJSZEGO MOMENTU JAKI PRZEŻYŁAM. Mianowicie?
TAK ZROBIŁAM TO!!! Skoczyłam ze spadochronem, żyję, jest cudownie i wreszcie jestem w stanie opisać to co przeżyłam!
Niedziela. Budzik godzina 7 am, wstaje a raczej zbieram swoje zwłoki z łóżka (pierwszy raz od 2 miesięcy wstałam tak wcześnie...) wchodzę do mojej małej łazienki, chwytam za szczoteczkę do zębów, patrze w lustro i zdaję sobie sprawę - AAAAAAAAAAAAAAA TO DZISIAJ!!! Lekkie ukłucie w żołądku i wielki uśmiech, że to dziś, że to zaraz, że zaraz nie będzie już dla mnie żadnych granic! Pakuję się do samochodu, do moich wspaniałych dziewczyn, do mojej rodziny tutaj! Trochę wygłupów, śpiewania, trochę ciszy na skupienie, wielka ekscytacja i blask w naszych oczach - jesteśmy! Około godziny 10.30 dotarłyśmy. Nasz skok był zaplanowany na godzinę 11 ale jak nas uprzedzono, pogoda tego dnia nie dopisała i miało być opóźnienie więc luźno - spokój, siadamy na jednej z 9 kanap, starając się nie patrzeć na wielki telewizor, na którym co chwile były wyświetlane filmiki ze skoków... Mamy przed sobą sporo czasu, stres lekki ale całkiem normalnie! Godzina 14, 15... Co chwile wstrzymują skoki z powodu mgły a my czekamy i czekamy... Jako ostatnia, 7 grupa miałyśmy trochę czasu na złapanie stresa... Po wyruszeniu grupy numer 4 dostaliśmy informację że mgła znów wraca, że grupa numer 5 jeszcze zdąży, grupa numer 6 ma 40% na skok a my, siódme załadowanie dostałyśmy 20% szans że uda nam się tego dnia skoczyć i przeprosiny, że raczej nie mamy po co czekać... No ale naczekałyśmy się już tyle, co nam zaszkodzi poczekać te kolejne dwie godziny? Zostałyśmy i to był dobry wybór! Około godziny 16.30 powiedzieli nam że TAK, SKOCZYCIE iiii zaczęło się! Chwile przed 17 do każdej z nas przyszedł się przywitać pan instruktor, zaczęło się ubieranie tych wszystkich kabelków, super zabawa, fitness na rozruszanie zmarzniętej pupy. Trafiłam na super instruktora, prze śmieszny pan, wszystko wytłumaczył, pokazał, zapomniałam i tak xd Wystraszył mnie na śmierć jak podczas ubierania i zapinania tych wszystkich uprzęży spytał innego instruktora 'to tak powinno być?' - na moje NO TO PAN NIE WIE?! odpowiedział ze smutnym uśmiechem- nie bój się, to mój pierwszy dzień... I zaraz zaczęli sie nieźle ze mnie śmiać haha. Jeszcze chwile czekania, rozpoczęcie video - na którym nie pamiętam co mówiłam haha, no i wyruszyliśmy wsiąść do samolociku. Małego samolociku... Siadamy, instruktorzy przypinają nas do siebie, tłumaczą (przynajmniej mój xd) jeszcze raz co i jak i kiedy, głupie miny i słit focie w locie (mówiłam już że mój instruktor był the best?) iiiii
i jesteśmy gotowi!
Otwierają się drzwi, głośny świst powietrza przechodzi w jeszcze głośniejszy świst powietrza, hop siup i Ewy nie ma! Poleciała, sekunda i jej nie było! a moja reakcja jako że skakałam po niej była NIEE, NIE NIE NIEE :O Siadam na brzegu samolociku, nogi wyciągnięte poza, krzyżuje ręce, raz do przodu, dwa do tyłu, trzy LECIMYYYYY! Wirujesz, parę szybkich obrotów tak, że nie wiesz co się dzieje, żeby w końcu zacząć spadać jak kot - na 4 łapy! Lecisz, spadasz, głośno, bardzo głośno, olbrzymi świst powietrza, olbrzymia prędkość, nie możesz oddychać! Powietrze tak mocno uderza w twarz, że czujesz jakby twoje policzki były z tyłu głowy. Jeszcze jedna chwila... iiii uczysz się oddychać ponownie, chłoniesz to wszystko, widoki, wiatr, bierzesz każdą sekundę garściami... Swobodne spadanie to coś nie do opisania! Jest idealnie, cudownie, magicznie iiii otwiera się spadochron! Nastaje cisza. Najpiękniejsza istniejąca cisza. Nie ma nic. TU I TERAZ. Jesteś wysoko, bardzo wysoko, ponad chmurami! Widać całe niebo, byłam w niebie, było idealnie, magicznie, nic się nie liczyło... Widziałam wszystko, czułam wszystko, miałam wszystko! Mój instruktor znów zrobił sobie ze mnie żart i kiedy zaczął kręcić nami kółka powiedział 'o oooł' a moje serce znów stanęło zanim zaczął się śmiać haha. Zbliżasz się, coraz niżej i niżej, tak szybko że głowa tego nie ogarnia (moja głowa tego nie ogarnęła, widziałam jak przez lupę haha). Lądujesz, nogi miękkie jak z waty, instruktor uwalnia cię od tych wszystkich kabelków iiiiiiiii chcesz krzyczeć! I krzyczałam, głośno, skakałam i piszczałam, czułam się jak w niebie! I dalej się czuje! Nie da rady opisać jak wspaniałe to było przeżycie... Wiesz, że twoje życie już nigdy nie będzie takie samo! Ja wiem. Czuję jakby wszystko nabrało znaczenia, jakbym weszła na dobrą drogę, wszystko ma rozwiązanie. Jest cudownie, tak cudownie że chcesz jeszcze. Ja chcę. Więc mam! Zapłaciłyśmy już za następny skok, wyżej, dłużej, więcej! Aaaaa! Nie mogę się doczekać. Wiem, że to nie będzie ostatni raz, czuję że muszę, znów i znów i znów, że już inaczej nie będę umiała żyć.
wyjściowo :D
THE BEST MOMENT OF MY LIFE
Jestem niezniszczalnaaaaaaaaaaaaa!
Jeszcze jedno z moimi dziewczynami, przed skokiem :)
Dziękuję wam, za wszystko - Ewa, Giorgia, Jovana i Jovana <3
Eh, MUSICIE TO ZROBIĆ!!! MU SI CIE.
Postaram się dodać tu też video!
A teraz, idę żyć, na nowo.
Oddychać, aż do następnego razu :)
Trzymajcie się ciepło,
J.