Hi,
Poniedziałek 26 sierpnia
2013 roku:
"Stres. Stres. Lekki stres...
Zaraz wyruszam spełniać marzenia! Wsiądę w samolot na lotnisku Tegel w
Berlinie aby wysiąść TAM, po drugiej stronie oceanu, na innym
kontynencie, w innym świecie, w USA!"
Tak dokładnie rok temu rozpoczynała się moja notka. ROK TEMU, opuściłam dom i wsiadłam w ten samolot, z czym się całkowicie zgadzam - do innego świata...
Nie wierze, że to już! Zostaje jeszcze 16 dni z rodzinką, teraz w sumie zastanawiam się dlaczego... Im bliżej końca tym bardziej tęsknie, może to dlatego że to już tak niedługo?
A co po roku?
Stres. Stres. Lekki stres...
Przed czym tym razem? Przed powrotem do domu, przed pożegnaniem mojego życia tutaj, przed kolejnym skokiem na głęboką wodę. Wszystko będzie stare, ale nowe.. Tak bardzo chce już być w domu, że czasem przysparza mnie to o ból głowy ( a może to moje dwa diabełki? :)
Jakoś nie czuję się na siłach aby pisać podsumowanie tego roku... Nie wiem czy będę się czuć, możliwe że ta notka pojawi się dopiero po powrocie - który UWAGA, już za 28 dni. Tyle zostało zanim was zobaczę :O
Zostały mi w Kalifornii 16 dni, dwa weekendy, 9 dni pracy
W czwartek wieczorem jedziemy do domku w górach, do mojego ulubionego Tahoe, w którym przyszło mi spędzić pierwszy weekend w USA no i przyjdzie i przed ostatni. Więc w tym tygodniu zostały mi 2 dni pracy. Zostajemy tam do poniedziałku - czyli tylko wtorek - piątek praca (2 + 4 dni), no i potem ostatni weekend w San Francisco, ostatnie 3 dni pracy (9!) i w czwartek 11 września wsiadam w samolot i lecę na moje wakacje!
5 dni w Miami, 2 w NYC, jeden w DC, jeden Niagara Falls, 2 Boston i do dooooomu!
Ostatnie dni pełną parą więc notka znów przepełniona będzie zdjęciami - OSTRZEGAM
_____________________________
Nie wiem how come, czyli najnormalniej w świecie jak to się stało, że nie napisałam co to za czary się działy. Moja Kasia Katarzyna jest już w PL, ale zanim wróciła do domu przyjechała na zwiedzanie Kalifornii i będą w San Francisco JEDEN DZIEŃ, jej wycieczka zatrzymała się w hotelu 7 MINUT od mojego domu... HOW COME, wiadomość o godzinie 22: 'Aśka, jak nazywa się twoje miasto?' i pół godziny później już się widziałyśmy, serio... Jakie te stany małe :)
<3
__________
popołudniowe leżakowanie z Sofią któregoś popołudnia xd
Tydzień temu wybrałam się na kolejny camping - tym razem na sunset beach, odwiedziliśmy też Monterey, Carmel i Santa Cruz! Pięęęęęknie było leżeć CAŁĄ sobotę i robić nic, nawet pare godzin mieliśmy ciszy, każdy się relaksował :))
nasz namiocik
sunset beach
Giorgia :*
leżakowanie
beach beach beach
nocne plażowanie i s'morse <3
będę za tym pyszniotkiem tęsknić :(
takie szalone ognie
A tu już Monterey, niedziela 17 sierpnia - trzecia rocznica z moim miśkiem i randkowanie przez Skype na plaży :)
słoneczny patrol :D
A tu już przy wjeździe do Carmel napotkaliśmy się na coś w stylu festiwalu - najdroższych samochodów na świecie
cacka
z głośnym brum brum
zdjęcia robione z samochodu, w ułamek sekundy te samochody znikały xd
Carmel Beach
Biały biały piaseczek
<3
Au Pairowa ekipa
jump jump!
Santa Cruz
kolacyjka w restauracji z takim widokiem, mmmm
i camping zakończyliśmy zachodem w Santa Cruz
_____________________________________________
W sobote spała u mnie Sofia bo w niedziele rano mieliśmy jechać skakać ze spadochronu (mój trzeci raz <3) i do Sacramento. W nocy o godzinie 3.30 obudziło nas mega trzesienie ziemi - było to moje czwarte ale dużo silniejesze i dłuższe - łóżko, cała chałupa kiwała się na boki przez dobre pół minuty, jeszcze 3 sekundy dłuzej a ja byłabym pod stołem w jadalni bo brzmiało to strasznie!!! Ale uwaga, u nas to nic! Trzęsienie ziemi które my czuliśmy miało swoje epicentrum PONAD 80 KILOMETRÓW na północ od mojego miasteczka!!! 1,5 godziny jazdy samochodem... Tam siła trzęsienia była 6.1 i północna Kalifornia nie widziała takiego od ponad 25 lat!
W mieście w którym było epicentrum - Napie - czyli mieście wina, winiarni i wszystkiego co z winogronem związane - było dużo gorzej, pełno winiarni ucierpiało, budynki poniszczone, z tego co dotychczas czytałam na szczęście nie było ofiar śmiertelnych... Ale to był koniec spania dla mnie tej nocy...
Co do skoku...
Było mega mega mega, najlepiej! OTWORZYŁAM SAMA SPADOCHRON! Serio, w samolocie mój 'pan ze spadochronem' mówi że jako to już mój trzeci raz to muszę porobić coś więcej sama! Tak więc poinstruował mnie co robić jak wyskoczymy żeby wirować, potem co robić żebym sama sterowała gdzie spadamy, jak skręcać i wsiooo, potem jakie znaki mi pokaże kiedy będę musiała złapać za żółtą kuleczkę i mocno pociągnąć w dół - SAMA! jak już spadochron się otworzył, posterowałam swoje, powirowaliśmy w każdą stronę szaleńczo, padło pytanie 'a wylądować sama też chcesz' tak więc dostałam sznureczki w łapki i na znak 'NOW' mocno ciągnij oba w dół - pięknie sprawnie poszło kocham to jeszcze bardziej <3
zaraz po z moją
najszczęśliwsza ja
moje lądowanie
A po skoku pojechałyśmy do Sacramento - stolicy Kalifornii
Stare Miasto czyli to co zachowało się z 1800 któregoś tam roku, bardzo klimatycznie
Wyglądało jak z westernu, nawet koniki były
Powinno się nazywać 'Asia's heaven'
selfie selfie w drodze do Downtown
A tu juz Capitol
Capitol z Aną
Capitol xd
A wieczorem poooo...
Oglądanie MTV Music Awards - w jego WŁAŚCIWYM czasie, z czego największy fejm xd
Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałam napisać!
A wraz z pakowaniem w góry - wyciągnęłam wszystkie walizki i zaczęłam się pakować do domuuuu
Do usłyszenia, do zobaczenia,
J.